Zyga. Jeden z Wielkich
Wojciech Fusek
W historii ludzkich aktywności pojawiają się postacie wybitne swą wiedzą, odwagą, czy poświęceniem, nie pchające się jednak na afisz, lub nie mające szczęścia, by być przez media – kreatora nie zawsze prawdziwej rzeczywistości – docenione. To osoby znane tylko wąskiemu kręgowi specjalistów, z czasem i przez nich zapoznane, wciśnięte na półkę postaci „drugoplanowych”, lub inną zgrabnie nazwaną.
Gdy jednak odgarniesz z tych półek kurz, przyłożysz szkiełko badacza, lub dobrze nadstawisz ucho na ludzkie opowieści, okazuje się, że to ten „ktoś” bywał często w miejscach, gdzie działa się historia. Robił coś co inni zapamiętali.
Emblematyczną postacią dla tych wybitnych ludzi z cienia historii, jest w himalaizmie Andrzej Heinrich, „Zyga”, „Dziadek”.
Wspaniały górski festiwal w Lądku Zdroju jest idealnym miejscem, by o nim przypomnieć, by ożywić tę postać, zdjąć kilka krążących wokoło niego mitów.
Dlaczego akurat o nim chcę opowiadać? Bo może sam jestem z cienia, a może lubię odkrywać zapomniane, a może też dlatego, że życie Andrzeja Heinricha i moje delikatnie, prawie niewidocznie się przeplatało. A może jako Żywczanin z urodzenia, jestem mu to winien.