19 twarzy Przeglądu
Tybet
Niedaleko Lądka znajduje się tybetański klasztor. Nie żartuję. Prawdziwa duża murowana gompa, czorteny[1], flagi modlitewne, pomieszczenia z lampkami oliwnymi… W czasie wakacji przyjeżdża tam rinpocze i naucza. Wówczas w tym mało znanym miejscu pojawiają się ludzie z całej Europy, a nawet wyznawcy zza wielkich oceanów.
Motywem jednej z edycji Przeglądu miał być Tybet. Oczywiście nie sposób przerobić Lądka na Tybet, jeśli nie będzie chorągiewek modlitewnych. Pojechałem do gompy po pomoc. Umówiłem się, że dostarczę płótno bawełniane w pięciu niezbędnych kolorach, buddyści wydrukują z odpowiednich matryc kilkaset chorągiewek i kilkadziesiąt dużych flag, a nadmiar materiału zostawią sobie na własne potrzeby. I tak się stało. Po wizycie w magazynach zakładów bawełnianych w Bielawie przywiozłem kilka bel okazyjnie kupionego materiału. Niebawem budynek Domu Zdrojowego obwieszony był został chorągiewkami, a w parku pojawiły się wysokie żerdzie z łopoczącymi flagami. Rozkopaliśmy w tym celu kilka trawników.
Drugą atrakcją miało być sypanie mandali. Atrakcja to może za dużo powiedziane, ponieważ jest to niezbyt dynamiczne wydarzenie. Mnich buddyjski na powierzchni kilku metrów kwadratowych codziennie przez dziesięć godzin tworzy z piasku w różnych kolorach bardzo precyzyjne wzory. Sypie piasek dosłownie po szczypcie, a seans trwa pięć dni. Mandala jest symbolicznym znakiem, motywem artystycznym o skomplikowanych wzorach i różnych barwach. Poprzez swą symbolikę odnosi się do takich pojęć jak: niebo, ziemia, przestrzeń, człowiek, a także do wzajemnych relacji między nimi. Słowem – kawałek egzotycznej filozofii. Miałem duże obawy, czy taka niezwykle statyczna, wręcz kontemplacyjna impreza wzbudzi zainteresowanie. W dzisiejszych czasach, gdy ujęcie filmowe trwa sekundę, esemes zastąpił wielostronicowe listy, a czas mierzy się w pieniądzach, sypanie kolorowego wzoru, ziarno po ziarenku, może być doświadczeniem zupełnie niezrozumiałym… Myliłem się! Powstawaniu mandali towarzyszyły setki ludzi. Im bardziej widoczny był kształt dzieła, tym większe pojawiały się tłumy z przejęciem obserwujące misterium. To naprawdę był kawałek Tybetu! Modlitewne flagi, mandala, muzyka, orientalni goście i zapach pierożków momo (prawdziwych, z tybetańskimi przyprawami!) mogły wywołać nawet lekką dezorientację u kuracjuszy. Tym bardziej, że do Lądka zjechała prawie cała tybetańska diaspora mieszkająca w Polsce… czyli dwanaście osób.
Czeski film
Odwiedziłem kiedyś starostę Teplic nad Metują. Chodziło o współpracę w kwestii filmów górskich, ponieważ w Teplicach od lat organizowany jest znakomity festiwal z tym właśnie repertuarem. Festiwal kameralny i bezpretensjonalny. Pan starosta siedział za biurkiem w polarze i kraciastych portkach, bo właśnie wrócił z krótkiego wypadu w skałki na mały wspin. Za jego plecami, na kaloryferze, suszyły się przemoczone buty turystyczne z dramatycznie wywalonymi językami i rozłożonymi wkładkami. Obok suszyły się skarpety. Pan starosta spytał, czy napiję się herbaty. Powiedziałem, że chętnie, więc czym prędzej zabrał się za mycie kubków w podręcznej umywalce znajdującej się w gabinecie. Wtedy zauważyłem, że jest w miękkich, kraciastych bamboszach. Mariusz Szczygieł, znany czechofil, twierdzi, że Czesi zostali wymyśleni po to, aby wprawiać Polaków w dobry nastrój. Ma rację.
[1] Czortem – tybetańska, ale także nepalska nazwa stupy czyli buddyjskiej budowli sakralnej. W jej wnętrzu umieszcza się relikwie. Najprostszy czorten to po prostu piramida z kamieni ozdobiona flagami modlitewnymi.